Fascynujące Caminito del Rey
Za mną kolejna wycieczka po Caminito del Rey. Za każdym pobytem to miejsce podoba mi coraz bardziej, za każdym razem odkrywam też coraz to nowe ciekawostki. Tym razem przeszedłem szlak bez przewodnika, wcześnie rano, wyposażony tylko mobilny przewodnik po Costa del Sol, a w nim - szczegółowy audioprzewodnik po Caminito del Rey! Po polsku! Pandemia spowodowała, że turystów było bardzo mało, zatem ścieżkę miałem prawie wyłącznie dla siebie.
Caminito del Rey jest intrygujące z dwóch powodów. Pierwszy – to Desfiladero de los Gaitanes, przepiękny kanion, a właściwie dwa kaniony rozdzielone urokliwą doliną. Dla wielu to główny powód wycieczki – i słusznie.
Jest jednak jeszcze jeden powód. Mało kto wspomina o tym, że te wszystkie widoki możemy dziś oglądać dzięki pewnemu inżynierowi, który na początku XX wieku wybudował tu elektrownię wodną. Współczesna historia kanionu to również historia budowy i likwidacji tej elektrowni, fascynującego osiągnięcia hydrotechnicznego z początku ubiegłego stulecia. Odkrywanie szczegółów tej konstrukcji było dla mnie równie wciągające, co podziwianie przyrody i widoków w kanionie.
[adinserter name="adsense-multiplex"]
Fascynujące Caminito del Rey… czyli historia myśli inżynieryjnej z początku XX wieku
Był początek XX wieku. Malaga była w tym czasie miastem przemysłowym, które szybko się rozrastało, w miarę rozwoju różnorakich gałęzi przemysłu. Zapotrzebowanie na prąd rosło, lecz jego ceny pozostawały wysokie. Działo się tak po części na skutek cen węgla, po części na skutek polityki zagranicznych firm – właścicieli elektrowni. Nic dziwnego, że władze poszukiwały pomysłu na zapewnienie taniej alternatywy, najlepiej lokalnej.
W gronie poszukiwaczy rozwiązań znalazł się również niejaki Rafael Benjumea y Burín, potomek bogatej mieszczańskiej rodziny z Malagi. Tak, jak wielu w tym czasie, poszukiwał pomysłu i lokalizacji na budowę taniej elektrowni wodnej, która zapewni prąd dla szybko rozwijającej się Malagi. Desfilladero de los Gaitanes na początku nie wydawał się być idealny, elektrownia wodna musi przecież mieć odpowiednią różnicę wysokość, aby zapewnić spadek wody odpowiedni do napędzania turbin produkujących prąd.
Genialny pomysł
Po bliższym przyjrzeniu się okolicy, Benjumea wpadł jednak na genialny w swojej prostocie pomysł. Wody rzeki spiętrzył w jednym miejscu, a „fabrykę prądu”, wybudował w innym. Tuż przed wlotem do najwęższej części kanionu zbudował niewielką tamę, która spiętrzała wodę i kierowała jej część do długiego na 4 kilometry kanału. W odróżnieniu od rzeki płynącej stromo nachylonym dnem kanionu, ten kanał miał niewielki spadek, dzięki czemu na końcu różnica poziomów pomiędzy wylotem kanału na górze a rzeką na dole wynosiła… ponad 100 metrów! Wystarczyło teraz pozwolić tej masie wody spłynąć w dół.
Tak też uczyniono. Nad brzegiem rzeki powstały budynki elektrowni z turbinami, a wodę doprowadzono wielką rurą od końca kanału – najkrótszą drogą, stromo po zboczu. Spływające masy wody miały napędzać turbiny, a wyprodukowana energia elektryczna… rozwój Malagi.
Taka konstrukcja zapory pozwoliła inżynierowi zaoszczędzić sporo pieniędzy na budowie tamy, która stanowi istotny element kosztów. Oczywiście, dziś zapewne jego pomysł nie doczekałby się realizacji. Na drodze stanęłyby przede wszystkim organizacje ekologiczne i miłośnicy przyrody – budowa niepowtarzalnie zaburzyła krajobraz kanionu i w istotnym stopniu wpłynęła na ekosystem.
A zatem… jak to działa ?
Samą tamę możemy oglądać na samym początku ścieżki. Jej dolny fragment odpowiadał za spiętrzenie wody i zasilenie w nią kanału prowadzącego wodę do elektrowni. Dobrze widać go z miejsca, gdzie stoją nieużywane bramki, dawne wejście na szlak, tuż koło dwóch tablic pamiątkowych.
W tym właśnie miejscu rozpoczynał się wspomniany kanał. Miał około 4 kilometrów długości i poprowadzony był w całości po zachodniej stronie wąwozu. Częściowo tunelem wykutym w skałach, a częściowo po czymś w rodzaju akweduktu. W ciągu sekundy przepływało nim 10 tysięcy litrów wody. U wylotu dolnego kanionu, przekraczał go po dramatycznie wyglądającym moście. Na koniec docierał do miejsca, gdzie stała elektrownia, przechodząc między innymi ponad linią kolejową.
Ostatni odcinek kanału to tak naprawdę… wodospad. Miał nawet adekwatną nazwę; el Salto del Chorro. Na wysokości elektrowni woda kierowana była kanałem prosto w dół zbocza. Dzięki czemu zyskiwała ogromną prędkość, co pozwalało zasilać turbiny i produkować tani prąd.
Czym jest zatem Caminito del Rey, czyli „Ścieżka Króla”? Niczym innym, jak starą drogą serwisową, którą poruszali się pracownicy elektrowni. Była w użyciu tak długo, jak pozostawała w użyciu sama elektrownia.
Caminito del Rey dziś
Arcydzieło myśli hydrotechnicznej z początków XX wieku częściowo przetrwało do naszych czasó1). Tama i spora część kanału przetrwała nienaruszona, zwłaszcza ta wykuta w skale. Niestety, sam budynek elektrowni musiał ustąpić miejsca nowemu zbiornikowi el Chorro, zbudowanemu na potrzeby elektrowni szczytowo-pompowej o tej samej nazwie. Sama stara ścieżka też już nie jest użytkowana, po prawie stu latach po prostu rozpadła się. Oczywiście jej ślady zostały do dziś, jednak nie można już z niej bezpiecznie korzystać. W 2015 roku otwarto szlak turystyczny „Caminito del Rey”, poprowadzony na wielu odcinkach tuż ponad pozostałościami starej ścieżki.
Zapraszamy na spacer! A jeśli chcecie wysłuchać opowieści o kanionie na miejscu – polecam naszą mobilną apkę dla Costa del Sol – jest tam również polski audioprzewodnik po Caminito del Rey!